Blog

Moment zwrotny

moment zwrotny
Aktualności / Lifestyle / Strefa Duchowo-Etyczna / Strefa Rozwoju Fizycznego i Zdrowia / Strefa Rozwoju Osobistego i Edukacji / Strefa Społeczno-Kulturowa / Wiara

Moment zwrotny

Jak określiłem w tytule, w życiu każdego człowieka zdarzy się sytuacja, która doprowadzi do momentu zwrotnego w działaniu i postępowaniu. Może nie odczułeś tego jeszcze na własnej skórze lub przerabiałeś takie sytuacje kilkukrotnie, może było ciężko i nic się nie zmieniło, zostałeś tam gdzie byłeś, straciłeś nadzieję na lepsze jutro, bądź klasycznie wyparłeś przeszłość marząc o lepszym jutrze, nie patrząc w tył. Obojętnie co Cię spotkało drogi czytelniku głęboko wierzę, że dzięki Twojemu doświadczeniu jesteś lepszą osobą, bogatszą o przykre, ale i piękne doświadczenia. Dlatego chciałem opowiedzieć Ci punkcie zwrotnym w moim życiu. Dzięki, któremu uruchomiłem ten blog, przestałem bądź się być sobą i zwracać uwagę jak postrzegają mnie inni.

Gdy miałem 20 lat zachorowałem na raka, właściwie lekarze nie dawali mi wielkich szans na przeżycie, gdyż rak był dość późno wykryty, a do tego wiejski „lekarz” (w cudzysłowie, bo jego wiedza była znikoma) zrobił mi punkcje guza, co tylko rozwścieczyło komórki rakowe i doprowadziło do rozprzestrzeniania się ich po całym organizmie. Lekarze dawali mi maksymalnie miesiąc życia. Jednak dzięki opatrzności Bożej i błyskawicznej interwencji mojej rodziny, na drugi dzień po usłyszeniu „wyroku śmierci”, leżałem już na stole operacyjnym. Zabieg gładko przeszedłem, a jak tylko nabrałem sił, zaczął się mój cykl chemioterapii trwający całe 4 miesiące. Patrząc logicznie i zdroworozsądkowo powinienem uznać za cud całe to zdarzenie, „nawrócić się”, robić dobre rzeczy, bo przecież dostałem „nowe” życie! Proces leczenia też był niesamowicie szybki w porównaniu do mojego stanu zdrowotnego.

Pewnie czytając to spodziewasz się teraz mądrego i motywacyjnego tekstu, którym Cię zaraz uraczę…

Nic bardziej mylnego, skończyłem z ewangelią sukcesu, która pokazuje tylko same sukcesy, bajkowe życie i motywacyjne populistyczne gadki…  Poza tym byłem wtedy 20-latkiem, który bardziej przejmował się, że ominą go koncerty i imprezy, niż to, czy przeżyje kolejną chemioterapię. Taka jest prawda… Historia z rakiem nauczyła mnie jednak, że w życiu nie ma różowo, każdy będzie miał jakiś bagaż doświadczeń i że patrząc na swoje cele, jakie by nie były, można wiele znieść, ale to dalej nie są żadne głębsze wartości.

Moje życie „płynęło” dalej. Zaczęły się pierwsze poważne związki, pierwszy zakupiony samochód, awanse w pracy, w wolnym czasie granie wielu koncertów, więc ponownie myślałem, że jestem królem życia 🙂 Wtedy śmiało zgłosiłbym się do programu Królowe życia 😉

Widząc zdjęcie ze szpitala pewnie domyślasz się, że znów miałem zdrowotną „przygodę”. Rok po ślubie na rutynowej kontroli okazało się, że na mojej wątrobie jest dwu centymetrowy guz. Łatwo się domyślić, że złośliwy guz na wątrobie to właściwie pewny wyrok śmierci z niedalekim terminem 🙁 Poprzednio przerabiałem, to samo z tym, że nie miałem tak wiele do stracenia. Wtedy pierwszy raz zacząłem myśleć nie o sobie, ale o swojej żonie. Nie dość, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie młodą wdową, to praktycznie nie zbudowałem niczego wartościowego, co mógłbym zostawić po sobie żonie, potomnym, światu… Powiem szczerze, że okres od diagnozy do oczekiwania na wyniki badań ciągnął się w nieskończoność, a ja próbowałem wyprostować i poukładać wszystko co do tej pory zrobiłem, żeby jak najmniej nierozwiązanych kwestii zostało po mojej śmierci. Swoją drogą, to strasznie dziwne uczucie, jak wiesz, że Twoje życie może się zaraz skończyć, ale i tak byłem szczęśliwy, że przynajmniej mam taką świadomość, bo wiele ludzi odchodzi bez zapowiedzi. Nie podejrzewałem, że ciągu kilku dni potrafią się zmienić wszystkie moje życiowe priorytety… Nagle przestała liczyć się firma, praca, sława, która chodziła mi po głowie, muzyka, którą chciałem stworzyć, koncerty, wystąpienia publiczne i budowanie silnego brandingu… Wszystko odchodzi w niepamięć…

Na szczęście jestem ubezpieczony również prywatnie, więc skorzystałem z opieki prywatnej, poza ukochanym NFZem, dzięki czemu na wyniki i prawidłową diagnozę czekałem tylko dwa tygodnie. Wynik ucieszył mnie niezmiernie – co prawda guz jest nowotworem, ale niezłośliwym i rzadko w taki się zamienia. Co w praktyce oznacza, że mogę sobie z nim swobodnie żyć. Gdybym poszedł drogą Państwową umarłbym pewnie ze strachu przed otrzymaniem diagnozy, 😉 z resztą na temat opieki zdrowotnej w Polsce też się kiedyś wypowiem w osobnym artykule.

Zatem skąd pochodzi to zdjęcie?

Kolejne dolegliwości, ataki bólu, które potrafiły zakończyć się wizytą w szpitalu, czy brak jakiejkolwiek energii do działania, bezsenne noce, były spowodowane kamieniem w woreczku żółciowym… Śmieszne, bo przeżyłem raka złośliwego, mam raka niezłośliwego, a prawie wykończył mnie 2 cm kamyczek w woreczku żółciowym 🙁

Na początku wydawało mi się, że usunięcie tego kamyczka to moja fanaberia, bo przecież to nic wielkiego, „lekki” stan zapalny i tyle. Po nocy spędzonej na SOR 10 czerwca 2019 r., państwowy szpital wyznaczył mi termin operacji na 18 sierpnia 2019. Pomyślałem, że nie jest tak źle – 2 miesiące cierpienia i będzie po sprawie, ale zatroskana żona wzięła sprawy w swoje ręce i zapisała mnie prywatnie na operację, którą przeszedłem 19 czerwca 2019. Znów mogę mówić o wielkim szczęściu, bo cierpiałem niewiele, a poza tym prywatne szpitale są naprawdę w wysokim standardzie obsługi (mam doświadczenie porównawcze).

Zapewne się domyślasz, że mój ostateczny punkt zwrotny jest uwieńczony na załączonym zdjęciu z sali pooperacyjnej, gdzie uświadomiłem sobie, że chcę, aby moje życie służyło innym w nowej jakości. Do tej pory można powiedzieć, że unikałem ludzi, pomagałem i współpracowałem tylko z klientami z polecenia, rzadko dzieliłem się swoją wiedzą i doświadczeniem. Nie szukałem przyjaźni, nie chciałem towarzyszyć innym w ich trudach i radościach. Oczywiście dalej uważam, że nie zbuduję relacji, z każdym człowiekiem, nie z każdym podzielę się swoją historią, nie każdemu zaproponuję swoją przyjaźń. Często też boję się odrzucenia czy wyśmiania. Jednak chcę z tym skończyć i otworzyć się na nowych ludzi, dając im część siebie. Ofiarowując swoją przyjaźń, czas i jeśli potrzeba to doświadczenie.

To chyba najważniejszy punkt zwrotny w moim życiu, przełamanie strachu przed byciem SOBĄ!  Każdy z nas jest niepowtarzalny i drugiej takiej osoby jak Ty czy ja nigdy nie będzie! Jeśli masz podobny problem, że ciągle odkładasz coś na później, bo uważasz, że czegoś nie potrafisz, nie umiesz, nie posiadasz, możesz mi zaufać, że posiadasz wszystko co jest Ci potrzebne w tej chwili aby zacząć być sobą!!!! 🙂 A inni ludzie na ciebie czekają!

Potraktuj życie jak wielką przygodę bo jaką masz pewność, że jutro w ogóle nadejdzie?

Ostatnio usłyszałem ciekawą rzecz, która zwróciła moją uwagę. Z biologicznego punktu widzenia życie polega tylko na spalaniu (energii/komórek) więc trzeba spalać się tak mocno, aby jak najmniej zostało po nas smrodu 😉 Im wyższa temperatura tym mniej zostaje dymu! Genialne i proste.

Tym optymistycznym akcentem zakończę ten wpis. Jeśli uważasz, że wnosi on jakąś wartość do Twojego życia lub może komuś pomóc, udostępnij go na swoim profilu lub wyślij osobie, która może tego potrzebować, zapraszam również do komentowania.

Leave your thought here

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przegląd Cookies

Ta strona korzysta z plików cookie, abyśmy mogli zapewnić jak najlepszą obsługę. Informacje o plikach cookie są przechowywane w przeglądarce i wykonują takie funkcje, jak rozpoznawanie cię po powrocie do naszej witryny i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.